Jakież by ono mogło być inne? Najbardziej oczywiste z możliwych, odpowiedź znajdziesz nieco niżej ;)
Ogólnie zaczynając pisać historię tej koszulki, muszę z bólem wyznać, że ostatnio w sieciówkach pojawiły się podobne z tym samym tekstem i moja przestała być już taka odkrywcza, niemniej jednak zrobiłam ją sama i uważam, że zasługuje na uwagę.
W sumie zabawne jest to, że zlecenie na pierwszą taką dostałam na długo przed tym, jak pojawiły się one w sklepach, to chyba była zima zeszłego roku.
Jej historia zaczęła się w momencie, gdy koleżanka z klasy poprosiła mnie o zrobienie dla niej aż czterech koszulek z rzędu. Jakkolwiek z pierwszymi trzema nie było problemu, tak do ostatniej przymierzałam się chyba miesiąc.
Pierwszym moim pomysłem był standardowy szablon – wydrukowałam na folii do mebli literki, nóż do tapet w rękę i do dzieła. Brzmi prosto, co? Rzeczywistość niestety pokazała, że wcale tak nie jest, dosłownie po trzech pierwszych słowach zrobiło się pierwsze rozdarcie – odstępy między literami były bardzo małe, jeden fałszywy ruch, no i po zabawie. Potem dwa kolejne i dałam sobie zdecydowanie spokój z tą metodą.
Koszulka leżała i leżała na moim fotelu przez jakiś czas, aż w końcu przechadzając się po Kielcach, dostrzegłam mały sklepik plastyczny, w którym jeszcze nie byłam, a na nim całkiem spory baner informujący, że wycinają napisy w folii samoprzylepnej. Poczułam się jakby gwiazdka z nieba spadła mi wprost w otwarte dłonie, wpadłam do sklepu cała szczęśliwa i od razu zapytałam, czy można mój projekt zrealizować.
Najpierw musiałam przebić się przez milion propozycji, które mnie nie interesowały (np. folia transferowa, fu). Potem okazało się, że Pani, która wycina napisy, nie ma akurat w sklepie. No fajnie, przyszłam kilka dni później, spotkałam właściwą Panią, ale powiedziała mi z kolei, że projekt to musi być w Corelu.
Jakkolwiek ołówkiem władam dosyć sprawnie, tak jeśli chodzi o tego typu programy komputerowe, to jestem zielona. Z pomocą owej Pani jednak coś udało nam się stworzyć i w końcu, po tych wszystkich bojach i trudach, mogłam zabrać się za malowanie.
Kiedy szablon był już u mnie w domu, to wykonanie ograniczało się już tylko do odklejenia ochronnego papieru, naklejenia na koszulkę i przemalowania tego farbą. Tak? Ano nie do końca…
Otóż okazało się, że „dziurki” od literek wkleja się przez godzinę za pomocą igły. No, nieważne, jakoś tego dokonałam. Dajmy igle spokój, przejdźmy do rzeczy przyjemniejszych – do rezultatów. Zrobiłam tych koszulek w końcu dwie, jedną dla koleżanki, która była pomysłodawczynią, a drugą dla mnie i wygląda to wszystko tak:
SKĄD POMYSŁ?
Ogólnie zaczynając pisać historię tej koszulki, muszę z bólem wyznać, że ostatnio w sieciówkach pojawiły się podobne z tym samym tekstem i moja przestała być już taka odkrywcza, niemniej jednak zrobiłam ją sama i uważam, że zasługuje na uwagę.
W sumie zabawne jest to, że zlecenie na pierwszą taką dostałam na długo przed tym, jak pojawiły się one w sklepach, to chyba była zima zeszłego roku.
Jej historia zaczęła się w momencie, gdy koleżanka z klasy poprosiła mnie o zrobienie dla niej aż czterech koszulek z rzędu. Jakkolwiek z pierwszymi trzema nie było problemu, tak do ostatniej przymierzałam się chyba miesiąc.
JEZUSMARIA, JAK TO NAMALOWAĆ?
Pierwszym moim pomysłem był standardowy szablon – wydrukowałam na folii do mebli literki, nóż do tapet w rękę i do dzieła. Brzmi prosto, co? Rzeczywistość niestety pokazała, że wcale tak nie jest, dosłownie po trzech pierwszych słowach zrobiło się pierwsze rozdarcie – odstępy między literami były bardzo małe, jeden fałszywy ruch, no i po zabawie. Potem dwa kolejne i dałam sobie zdecydowanie spokój z tą metodą.
Koszulka leżała i leżała na moim fotelu przez jakiś czas, aż w końcu przechadzając się po Kielcach, dostrzegłam mały sklepik plastyczny, w którym jeszcze nie byłam, a na nim całkiem spory baner informujący, że wycinają napisy w folii samoprzylepnej. Poczułam się jakby gwiazdka z nieba spadła mi wprost w otwarte dłonie, wpadłam do sklepu cała szczęśliwa i od razu zapytałam, czy można mój projekt zrealizować.
Najpierw musiałam przebić się przez milion propozycji, które mnie nie interesowały (np. folia transferowa, fu). Potem okazało się, że Pani, która wycina napisy, nie ma akurat w sklepie. No fajnie, przyszłam kilka dni później, spotkałam właściwą Panią, ale powiedziała mi z kolei, że projekt to musi być w Corelu.
Jakkolwiek ołówkiem władam dosyć sprawnie, tak jeśli chodzi o tego typu programy komputerowe, to jestem zielona. Z pomocą owej Pani jednak coś udało nam się stworzyć i w końcu, po tych wszystkich bojach i trudach, mogłam zabrać się za malowanie.
NAJBARDZIEJ PRACOCHŁONNY SZABLON EVER
Kiedy szablon był już u mnie w domu, to wykonanie ograniczało się już tylko do odklejenia ochronnego papieru, naklejenia na koszulkę i przemalowania tego farbą. Tak? Ano nie do końca…
Otóż okazało się, że „dziurki” od literek wkleja się przez godzinę za pomocą igły. No, nieważne, jakoś tego dokonałam. Dajmy igle spokój, przejdźmy do rzeczy przyjemniejszych – do rezultatów. Zrobiłam tych koszulek w końcu dwie, jedną dla koleżanki, która była pomysłodawczynią, a drugą dla mnie i wygląda to wszystko tak:
Ta druga zainspirowała mnie do zrobienia sobie takiego zdjęcia:
A jakie jest Twoje ulubione słowo po angielsku?
Wrócę,
Łosiek
PS Na koniec piosenka Kazika, co mi ostatnio chodzi po głowie.
PS Na koniec piosenka Kazika, co mi ostatnio chodzi po głowie.
genialna bluzka!!
OdpowiedzUsuńObserwujemy?:) http://jjustyys.blogspot.com/
koszulka wygląda świetnie i aż trudno mi uwierzyć, że zrobiłaś to sama :)
OdpowiedzUsuńw sumie to niezła historia ze zrobieniem na pierwszy rzut oka tak banalnej koszulki, jednak to tylko pozory :)
http://pastel-poison.blogspot.com/
Wiesz, tak się tylko wydaje, bo wygląd koszulki jest banalna, dopiero treść pomysłowa. Natomiast jeśli chwilę się zastanowić nad tym jak estetycznie namalować te małe literki z definicji to zaczyna jednak być trudniejszym zadaniem, niż na pierwszy rzut oka się wydaje. Teraz już wiem, że nawet takie zamówienie nie jest dla mnie problemem ;)
UsuńBardzo fajny T-shirt :)
OdpowiedzUsuńZapraszam już na NOWY POST NA FABRYCE MIĘTY KLIK! :)
zazwyczaj nie nosze koszulek z nadrukami, ale ta mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńKoszulki świetne! Zdjęcie w szarej też :) widziałam już tą definicję, ale nie na koszulce, jednak tutaj lepiej się prezentuje ;)
OdpowiedzUsuńMam jeszcze pytanie - czym malujesz na koszulkach?